Data premiery: 19.01.1988
Wydawca: Capitol Records
Pochodzenie: USA
Utwory:
1. Into the Lungs of Hell
2. Set the World Afire
3. Anarchy in the U.K. (Sex Pistols cover)
4. Mary Jane
5. 502
6. In My Darkest Hour
7. Liar
8. Hook in Mouth
Skład:
Dave Mustaine - wokal, gitara
David Ellefson - bas, wokal wspierający
Jeff Young - gitara
Chuck Behler - perkusja
Recenzje
Archiwalne recenzje "So Far, So Good... So What!" z prasy muzycznej z tamtych czasów. Pisownia oryginalna. (A tak na marginesie, to dziennikarze byli wtedy niedoinformowani w kwestii powodów rozstania Dave'a Mustaine'a z Metallicą - w dwóch poniższych recenzjach pojawia się sugestia, jakoby Mustaine odszedł sam)
Magazyn Muzyczny nr 5/1988
Od dawna szykowałem się na chłopaków z Megadeth. Co prawda nie denerwowały mnie wypowiedzi lidera zespołu Dave'a Mustaine'a mówiącego, że jego muzyka przeznaczona jest dla inteligentnych fanów heavy metalu, pozostających w opozycji do, jak to określał, normalnych zwolenników tego gatunku. Nie miałem mu nigdy za złe, że odszedł od Metalliki. Mustaine był zbyt dużą indywidualnością, by dzielić się pomysłami z innymi równie utalentowanymi muzykami. Uważałem Megadeth za mistrzów świata w wymyślaniu atrakcyjnych tytułów płyt (pierwszy LP – Killing Is My Business... And Business Is Good, drugi – Peace Sells... But Who's Buying?, trzeci – jak wyżej). Miałem im jedynie za złe, że należy wykazać się nie lada inteligencją, by sprostać ich muzyce. Pamiętam jakim męczarniom musiałem się poddać, by zrozumieć Mustaine'a i jego kumpli. Chaos, jaki zespół zostawiał w świadomości odbiorcy trudny jest do opisania. Megadeth nie niszczył szybkością, potężnym brzmieniem. Zespół trenował słuchacza setkami zaskakujących pomysłów, zmian tempa, nietuzinkowych riffów, okraszonych niezbyt melodyjnym, absorbującym uwagę śpiewem Mustaine'a. Jeżeli nawet następował w muzyce moment odprężenia, wiadomo było, że prędzej czy później wszystko zostanie zdruzgotane, odwrócone do góry nogami, zamienione w piekło na ziemi. Gdy ktoś wypadał z tempa, zostając w tyle za pędzącą w nieznanym kierunku muzyką, mógł się ratować jedynie ucieczką w ciszę, bowiem pozostanie sam na sam z dziełem pana Mustaine'a groziło wówczas nabawieniem się choroby psychicznej. Kiedy dotarło do mnie, że wszystko robione jest umyślnie, to jedynym moim pragnieniem była – ZEMSTA! Wystarczyło jedynie poczekać na następną płytę.
Płytę mamy, zemsty nie będzie. So Far, So Good... So What! to bez mała arcydzieło. Czy oznacza to, że Megadeth radykalnie się zmienił? Nic z tych rzeczy. Zespół nadal dręczy nasz układ nerwowy. Dziś robi to jednak łagodniej. Muzyka stała się bardziej przejrzysta, aranżacyjnie doskonała. Nie musimy już wściekle gonić za pędzącym w nieznane zespołem. Mamy więcej czasu na podziwianie wielu atrakcyjnych i niepowtarzalnych rozwiązań, którymi z powodzeniem można by obdzielić płyty kilkunastu innych zespołów, mamy czas na zregenerowanie sił przed kolejną "bitwą" o utrzymanie równowagi stanu naszego ducha. Tym razem udało się muzykom opracować materiał do perfekcji i mam nadzieję, że szczęśliwa w thrash metalu liczba 3 (Metallica, Anthrax i Slayer, największe gwiazdy w tym gatunku odniosły światowy sukces dzięki swoim trzecim w dyskografii płytom) nie straci swojej magicznej mocy. Nie wyobrażam sobie, by twórcy doskonałej thrashmetalowej ballady Mary Jane i poświęconej pamięci tragicznie zmarłego basisty Metalliki Cliffa Burtona, równie znakomitej In My Darkest Hour, instrumentalnej Into The Lungs Of Hell, czy zamykających niespełna trzydziestopięciominutową płytę Liar i Hook In Mouth, nie zasiedli u boku wspomnianych tuzów na coraz wyższym thrashmetalowym piedestale.
Jedynym nieudanym nagraniem jest przypominający mi czasy "niezorganizowanego" Megadeth utwór 502, opowiadający o kolejnym dniu na trasie koncertowej. Denerwuje mnie także obecność znanego z repertuaru Sex Pistols nagrania Anarchy In The UK, w którego realizacji wziął udział były gitarzysta Pistols, Steve Jones. Umieszczenie tego utworu na płycie jest jedynym nieoryginalnym pomysłem Mustaine'a, mającym na celu podbicie serc hardcorowej publiczności, która głównie dzięki grupie Anthrax zaczyna dziś tłumnie walić na koncerty metalowców (u nas nie do pomyślenia).
So Far, So Good... So What! uznana została za płytę lutego przez zachodnioniemiecki miesięcznik "Metal Hammer". Alex Gernant, twórca długiej recenzji albumu, podsumował ją takim oto zdaniem – SO FAR, SO GOOD... SO BUYYYYYYY!!! Zachęcające. Wielka szkoda, że nie możemy z tej oferty skorzystać!
Jacek Demkiewicz
Non Stop nr 5/1988
Gitarzysta i wokalista Dave Mustaine, współtwórca wczesnych kompozycji Metallici (np. Ride The Lightning, The Call Of Ktulu) nie mogąc zaspokoić swych autokratycznych zapędów zostawił kolegów (jak się wkrótce okazało wcale nie na lodzie), by stanąć na czele własnej formacji o miłej nazwie Megadeth.
So Far, So Good... So What! to już trzeci duży krążek firmowany przez ten zespół, w którym obok lidera produkują się gitarzysta Jeff Young, basista David Ellefson i bębniarz Chuck Behler. Siedem spośród ośmiu utworów albumu to dzieła Dave'a – ósmy kawałek stanowi odgrzana wersja Anarchy In The U.K. Pistolsów dostosowana do potrzeb Jankesów za pomocą maleńkiej parafrazy.
Muzyka Megadeth nie fascynuje żywiołowością właściwą dla Metallici, nie zwala z nóg motoryczną topornością charakterystyczną dla Anthraxa, ale też i nie zniechęca żałosnym prymitywizmem niektórych europejskich thrashowców. Zespół gra właściwie bez zarzutu, repertuar płyty jest w miarę urozmaicony i choć brakuje tu zdecydowanego hitu (być może funkcję tę miała spełniać "Anarchia", ja jednak skłonny jestem wierzyć, iż umieszczenie jej na krążku to swoisty hołd złożony punkowi przez thrash) to takie utwory jak In My Darkest Hour, a zwłaszcza bezapelacyjnie najlepszy w zestawie Liar na pewno ucieszą uszy fanów. Ponadto na wyróżnienie zasługują również kompozycje Hook In Mouth (gorzki protest przeciwko działalności Żon Waszyngtonu spod ciemnej gwiazdy P.M.R.C.) oraz Set The World Afire, kolejny metalowy song antywojenny. W sumie bez objawienia, ale solidnie i terminowo.
Krzysztof Wacławiak
Thrash ‘Em All nr 3/1988
Kolejny krążek Megadeth i kolejny problem. Zupełnie inna płyta niż Killing Is My Bussiness, łagodniejsza i trochę mniej thrashowa! Jak ocenić Dave Mustaina i jego kolegów na tle istnego inkubatora jakim jest Thrash. Po wysłuchaniu pierwszego, instrumentalnego utworu Into The Lungs Of Hell wiadomo, że jest to coś zupełnie innego niż tylko thrash, nie jest to napewno płyta dla totalnych thrashersów ani nawet dla tych "zwykłych" thrashers. Wszystkie utwory utrzymane są w typowym średnio-szybkim tempie, z częstymi zmianami tempa oraz jak zwykle niekonwencjonalną gitarą, którą stale zakłóca głos jej właściciela /D.Mustaine/.
Dziwne, ale już tyle czasu minęło od dzieciństwa Mustaina w Metallice, a słuchając tej płyty mam ciągle wrażenie jakby Dave pracował obok w studiu, gdy jego "koledzy" nagrywali Master Of Puppets. Zupełnie niepotrzebny rodzynek na płycie to Anarchy In The Uk, kolejna nieudana wersja przeboju punków z przełomu lat 70/80-tych. (…)
Nowi muzycy w zespole nie zdołali przełamać brzmienia i stylu Mustaindeath, przepraszam Megadeath. Jednak po 10-krotnym przesłuchaniu płyty So Far, So Good...So What!, propozycja Megadeth powinna spodobać się każdemu, kto lubi jazz, rock /ten amerykański/ czy punk. I chociaż na płycie jest kilka dobrych pozycji np. Into The Lungs Of Hell, 502 czy Liar to nie polecam krążka fanon-maniakom o dużym poziomie jadu w głowie i totalno-destrukcyjnej żądzy zniszczenia wszystkiego co nie jest TOTALNE!
Anubis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz