Data premiery: 21.09.1990
Wydawca: ATCO
Pochodzenie: Australia
www.acdc.com/
Utwory:
1. Thunderstruck
2. Fire Your Guns
3. Moneytalks
4. The Razors Edge
5. Mistress for Christmas
6. Rock Your Heart Out
7. Are You Ready
8. Got You by the Balls
9. Shot of Love
10. Let's Make It
11. Goodbye and Good Riddance to Bad Luck
12. If You Dare
Skład:
Brian Johnson – wokal
Angus Young – gitara prowadząca
Malcolm Young – gitara rytmiczna
Cliff Williams – gitara basowa
Chris Slade – perkusja
Tą płytą AC/DC wkroczyli w lata 90. z takim samym hukiem jak płytą „Back in Black” w lata 80. „The Razors Edge” to ich najlepszy album od dekady. Wydany niespełna trzy lata wcześniej „Blow Up Your Video” był niezły, ale w zestawieniu z tym krążkiem brzmi jak brzdąkanie zmęczonych dziadków. Na „The Razors Edge” AC/DC wydają się znacznie młodsi, są pełni wigoru, brzmią mocno i intensywnie (z pewnością duża w tym zasługa nowego producenta Bruce’a Fairbairna odpowiedzialnego m.in. za brzmienie „Slippery When Wet” i „New Jersey” Bon Jovi czy „Permanent Vacation” i „Pump” Aerosmith).
No ale brzmienie to jedno, a przecież album ten pamiętamy głównie za zawartość. Znalazło się tu kilka ponadczasowych hitów z refrenami, które śpiewają się same („Moneytalks”, „Are You Ready”, „Let’s Make It” czy stworzony jakby specjalnie na koncerty „Thunderstuck”), ale wyróżniają się również szybki „Fire Your Guns” i posępny utwór tytułowy.
No ale brzmienie to jedno, a przecież album ten pamiętamy głównie za zawartość. Znalazło się tu kilka ponadczasowych hitów z refrenami, które śpiewają się same („Moneytalks”, „Are You Ready”, „Let’s Make It” czy stworzony jakby specjalnie na koncerty „Thunderstuck”), ale wyróżniają się również szybki „Fire Your Guns” i posępny utwór tytułowy.
Recenzje
Magazyn Muzyczny nr 10/1990 (ocena: 9/10)
Angus Young powiedział kiedyś w jednym z wywiadów, że nie obchodzą go zarzuty recenzentów, iż w kółko nagrywa jedną i tę samą płytę. Po wysłuchaniu „The Razors Edge” najnowszego (i pierwszego wydanego także u nas) longplaya AC/DC – można mu darować tę arogancję.
Choć, prawdę powiedziawszy, już wcześniej były ku temu powody... AC/DC na ogół ocierało się o autoplagiat z wyjątkowym wdziękiem jak na ciężki rock. A może raczej: było to oczywistą częścią stylu Angusa Younga i spółki, bo ta drużyna filigranowego gitarzysty zgoła programowo nie należała do zespołów, które poszukują i zmieniają się. AC/DC po prostu chciało dawać czadu (proszę darować mi ten kolokwializm). Na tym polega sztuka i filozofia tego zespołu, bo i przecież taka jest istota rock'n'rolla... Wszystkie zmiany w muzyce Angusa, jego brata Malcolma i reszty wyrażają się – jak dotąd – w przesunięciach po wąziutkiej skali: od ciężkiego boogie i hard rocka z lat 70. do heavy metalu. Przy tym od kilkunastu lat grupa ma bardzo charakterystyczne brzmienie, ma swe ulubione motywy melodyczne i rytmiczne (i ściśle biorąc – niewiele więcej); nawet ktoś głuchawy bez trudu rozróżni typowe dla niej riffy gitarowe, wybrzmiewające akordy czy śpiewane zespołowo refreny…
Przedostatnia płyta AC/DC – „Blow Up Your Video” – była jakby odwrotem od wspaniale ciężkiej, hałaśliwej i uproszczonej muzyki z longplaya „Fly On The Wall”. Zespół chwilami starał się odzyskać swe brzmienie z początku kariery i rezultat był taki sobie. Stąd też „The Razors Edge” jest miłym zaskoczeniem. O ile twórczość AC/DC – na dodatek opatrywaną nadal wulgarnymi tytułami („Got You By The Balls”) – można nazwać miłą... Grupa nie tylko udowadnia, że mimo upływu lat nadal stać ją na muzykę ostrą niczym brzytwa. Pod okiem markowego producenta, Bruce'a Fairbairna, AC/DC dokonało małego cudu. Bracia Young przygotowali – tym razem bez pomocy Briana Johnsona – repertuar, który zawiera wszystkie ich dotychczasowe „patenty” i ... brzmi świeżo. A dla fanów HM chyba po prostu porywająco. W każdym razie pojawiają się świetne, przebojowe riffy („Are You Ready”), a co jakiś czas Angus Young jeszcze podnosi temperaturę swym gitarowym „wymiataniem” („Goodbye And Good Riddance To Bad Luck”). Brian Johnson krzyczy, szaleje – niekiedy może zdawać się, że zdziera sobie głos do reszty („Fire Your Guns”), ale nie można mieć wątpliwości, że do motorycznej agresywnej muzyki AC/DC pasuje tylko taki wokalista.
Mówiąc krótko: dobry, stary hałas nabrał nowej mocy.
Jeśli ktoś chce mieć tylko jedną płytę AC/DC, śmiało może wybrać „The Razors Edge”. Ostrze tytułowej brzytwy przechodzi przez wszystko, co najbardziej charakterystyczne i udane w dorobku grupy.
Choć, prawdę powiedziawszy, już wcześniej były ku temu powody... AC/DC na ogół ocierało się o autoplagiat z wyjątkowym wdziękiem jak na ciężki rock. A może raczej: było to oczywistą częścią stylu Angusa Younga i spółki, bo ta drużyna filigranowego gitarzysty zgoła programowo nie należała do zespołów, które poszukują i zmieniają się. AC/DC po prostu chciało dawać czadu (proszę darować mi ten kolokwializm). Na tym polega sztuka i filozofia tego zespołu, bo i przecież taka jest istota rock'n'rolla... Wszystkie zmiany w muzyce Angusa, jego brata Malcolma i reszty wyrażają się – jak dotąd – w przesunięciach po wąziutkiej skali: od ciężkiego boogie i hard rocka z lat 70. do heavy metalu. Przy tym od kilkunastu lat grupa ma bardzo charakterystyczne brzmienie, ma swe ulubione motywy melodyczne i rytmiczne (i ściśle biorąc – niewiele więcej); nawet ktoś głuchawy bez trudu rozróżni typowe dla niej riffy gitarowe, wybrzmiewające akordy czy śpiewane zespołowo refreny…
Przedostatnia płyta AC/DC – „Blow Up Your Video” – była jakby odwrotem od wspaniale ciężkiej, hałaśliwej i uproszczonej muzyki z longplaya „Fly On The Wall”. Zespół chwilami starał się odzyskać swe brzmienie z początku kariery i rezultat był taki sobie. Stąd też „The Razors Edge” jest miłym zaskoczeniem. O ile twórczość AC/DC – na dodatek opatrywaną nadal wulgarnymi tytułami („Got You By The Balls”) – można nazwać miłą... Grupa nie tylko udowadnia, że mimo upływu lat nadal stać ją na muzykę ostrą niczym brzytwa. Pod okiem markowego producenta, Bruce'a Fairbairna, AC/DC dokonało małego cudu. Bracia Young przygotowali – tym razem bez pomocy Briana Johnsona – repertuar, który zawiera wszystkie ich dotychczasowe „patenty” i ... brzmi świeżo. A dla fanów HM chyba po prostu porywająco. W każdym razie pojawiają się świetne, przebojowe riffy („Are You Ready”), a co jakiś czas Angus Young jeszcze podnosi temperaturę swym gitarowym „wymiataniem” („Goodbye And Good Riddance To Bad Luck”). Brian Johnson krzyczy, szaleje – niekiedy może zdawać się, że zdziera sobie głos do reszty („Fire Your Guns”), ale nie można mieć wątpliwości, że do motorycznej agresywnej muzyki AC/DC pasuje tylko taki wokalista.
Mówiąc krótko: dobry, stary hałas nabrał nowej mocy.
Jeśli ktoś chce mieć tylko jedną płytę AC/DC, śmiało może wybrać „The Razors Edge”. Ostrze tytułowej brzytwy przechodzi przez wszystko, co najbardziej charakterystyczne i udane w dorobku grupy.
Wiesław Królikowski
Rock’N’Roll nr 12/1990 (ocena: 4/5)
Dlaczego kocham AC/DC? Dlaczego dostaję gęsiej skórki, kiedy słyszę „Whole Lotta Rosie (...)?” Dlaczego gitara Angusa jest czołgiem przeciw stresom? Dlaczego najpierw Scott, a po nim Johnson robili przeciąg w niejednej głowie? Dlaczego rock'n'roll pokazał d...ę (Chodzi zapewne o dupę – RnR), komu trzeba było ją pokazać? Dlaczego to już trzynasta płyta? Dlaczego płynie czas?
Dlaczego tradycja jest orężem? Dlaczego na perkusji gra Chris Slade? Dlaczego producentem jest Bruce Fairbairn? Dlaczego konserwatyzm jest doświadczeniem i wiem-co-robieniem? Dlaczego zawodowstwo jest twórcze?
Czy więc dlatego są: „Fire Your Guns” jako piekielny rock'n'roll, sympatyczny „Moneytalks” ze znakomitym riffem, faustowski „The Razors Edge”, „Rock Your Heart Out” wściekły jak uśmiechnięty królik z pianą na zębach, zabójczy „Shot Of Love”, „Are You Ready” hard'n'heavy i „Lets Make It”, w którym śpiewaj a capella, bo refren pojmiesz szybciej niż trzecią zasadę dynamiki?
Dlaczego Angus twierdzi, że nie wie, o co chodzi w dzisiejszym metalu? Dlaczego konserwatyzm jest wsteczny? Dlaczego Angus pokazuje sobie d...ę? Dlaczego w hołdzie dał nam AC/DC? Dlaczego serce bije już wolniej? Dlaczego coś się kończy?
Czy więc dlatego są: nijaki „Mistress For Christmas”, ciągnący się jak reformy „Got You By The Balls”, wydany na singlu „Thunderstruck”, okropna okładka i garść innych przeciętności? Dziś jest zespół-charyzma, upór, legenda i fan-kult, niedosyt, ambiwalencja. Kiedyś usłyszałem ośmioletniego małolata: „Słucham a-ce-piorun-de-ce, a ty?” I ten „piorun” to było największe pie...lnięcie na świecie.
Dlaczego tradycja jest orężem? Dlaczego na perkusji gra Chris Slade? Dlaczego producentem jest Bruce Fairbairn? Dlaczego konserwatyzm jest doświadczeniem i wiem-co-robieniem? Dlaczego zawodowstwo jest twórcze?
Czy więc dlatego są: „Fire Your Guns” jako piekielny rock'n'roll, sympatyczny „Moneytalks” ze znakomitym riffem, faustowski „The Razors Edge”, „Rock Your Heart Out” wściekły jak uśmiechnięty królik z pianą na zębach, zabójczy „Shot Of Love”, „Are You Ready” hard'n'heavy i „Lets Make It”, w którym śpiewaj a capella, bo refren pojmiesz szybciej niż trzecią zasadę dynamiki?
Dlaczego Angus twierdzi, że nie wie, o co chodzi w dzisiejszym metalu? Dlaczego konserwatyzm jest wsteczny? Dlaczego Angus pokazuje sobie d...ę? Dlaczego w hołdzie dał nam AC/DC? Dlaczego serce bije już wolniej? Dlaczego coś się kończy?
Czy więc dlatego są: nijaki „Mistress For Christmas”, ciągnący się jak reformy „Got You By The Balls”, wydany na singlu „Thunderstruck”, okropna okładka i garść innych przeciętności? Dziś jest zespół-charyzma, upór, legenda i fan-kult, niedosyt, ambiwalencja. Kiedyś usłyszałem ośmioletniego małolata: „Słucham a-ce-piorun-de-ce, a ty?” I ten „piorun” to było największe pie...lnięcie na świecie.
Andrzej Gontarz
Wideoklipy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz