Data premiery: 11.11.1994
Wydawca: Polton
Pochodzenie: Polska
illusion.pl
Utwory:
01. Zez
02. Nóż
03. Za taki ból
04. B.T.S.
05. Tylko…
06. Tło
07. W słomę rąk
08. Bracie
09. Big Black Hole (For Andrews)
10. Wojtek (Rock Cafe Buddha)
11. Sugar
12. Myślisz…
13. How Many Times
Skład:
Tomasz Lipnicki - gitara, śpiew
Jerzy Rutkowski - gitara
Jarosław Śmigiel - gitara basowa
Paweł Herbasch - perkusja
Recenzja
Brum nr 2/1995 (płyta miesiąca)
Co tu ukrywać, grunge wpieprzył własny ogon i dostał zatwardzenia. Kurt wstrzelił się w encyklopedię, a próbujący wstrzelić się w koniunkturę wyznawcy brudnych dźwięków ani się spostrzegli, a ich muza stetryczała, szamią ją mole i zeszła na psy. Stała się muzyczną prostytutką, z którą dla paru minut satysfakcji skuma się każdy umysłowy pustostan. Jej nieślubne dzieci powoli wpadają w chorobę sierocą, zwana dla niepoznaki grungowym feelingiem. To nie ilusion, to fakty. A co na to zespół Illusion? Oni już dawno spostrzegli, że rzeczywistość to nie wszystko i drewnianą protezę tamtych dźwięków zastąpili solidną żylastą golenią, która wymierzy Ci takiego kopniaka, iż spojrzysz na temat z dużego dystansu. Czuć ewidentnie, iż przelotny i szybki numerek z Flapjackiem pozytywnie wpłynął na potencję Lipnickiego, a korepetycje u wujka Litzy dały niezły efekt. Powstała muzyka z gatunku „już balanga się zaczyna, już sąsiadom rzednie mina”. Czad z szerokiej półki między Biohazard, Acid Drinkers a Obroną Stalingradu. Drogowskaz z napisem Seattle muzycy oglądają przez tylną szybę (kumacie metaforę). Dominuje jego ekscelencja RIFF, przez duże R. Zdrowy, soczysty, twardy i brudny. Twarda, męska muzyka, bez litości, z gardłowym śpiewem na krwawiącej czasami krawędzi emisji. Gdy jej słuchasz, odnosisz wrażenie, że membrany głośników zmieniają się w wilgotne gardła, które z warkotem rzucają ci się do szyi, by uraczyć cię kisikiem ze szczękościskiem. Oto dźwięki prosto z serca trójmiejskiego Brooklynu, wspólna wycieczka po zgniłym, zepsutym mieście pt. Polska. Illusion wprowadza nas w jego mroczny labirynt, gdzie wszystko może zdarzyć się, zbrodnia i krew, furia i gniew. Smutne historie pod szarym niebem i blisko dna.
„Illusion 2” to album uczący, że rock & roll nie jest snem, tylko żywym ciałem, to najbardziej krwisty kawał rockowego żywca, jaki został rzucony na krajową ladę młodzieżową... Szarpiący trzewia riff w „Nożu”, pękające lampy we wzmacniaczu, gdy cztery młode organizmy bluzgają w twoją stronę refrenową „furią i gniewem”. Nerwowa pulsacja w „Za taki ból”, porównana być może tylko do radosnego tańca podczas lewatywy z drutu kolczastego. Typowy Illusionowy wężowy drive w „B.T.S.”, przejmujące do szpiku „Tylko”, kafarowe „To”, arcyillusionowate „Bracie” (esencja energii, acidowy pieprzyk czyli sztandar własnej tożsamości). Czy możemy już mówić o stylu a la Illusion? A co mamy dalej... Lekko niepotrzebny „Wojtek”, 10 sekund „Sugar” wystarczy byś poczuł, słuchając tego numeru w samochodzie, że przybywa mu magicznie 50 km pod klapą z przodu (lub tyłu, jeśli cywilizacja okaleczyła cię Skodą). Leniwo-histeryczne rollinsonowate „Myślisz” (patrz „Weight” rzeczonego Henryka) itd., itd., itd... A teksty... Jak uczy historia, błazen może być mędrcem. I tak jest na tej płycie...
Grzegorz Turski
PS Rozpisywanie się, rozmienianie na drobne, grzebanie w nutach, rzyganie porównaniami, narzekanie, ksenofobiczne zahamowania, nadbałycko-karpackie kompleksy, słomobutowy etos zostawiam debilom. Na mnie ta płyta robi wrażenie.
O utworach – Tomek Lipnicki
Nóż
Jeden z pierwszych kawałków, który szykowaliśmy z myślą o nowej płycie. Ewentualnie można by się w nim doszukać „proletaryackich” inspiracji. Ale bez przesady, to raczej echo, a nie wyraźne odwołanie się do czegoś. „Nóż” opowiada o facecie, który przez nieuwagę, głupotę wpada w złe towarzycho. Pewnego dnia zabija człowieka. I to właściwie jest podwójna śmierć, bo koleżka nie wytrzymuje ciśnienia i wiesza się. Traktuję tę piosenkę jako przestrogę, może ekstremalną, ale tylko takie mogą dotrzeć do ludzi. A tak przede wszystkim, zanim opowiem ciąg dalszy chciałem zaznaczyć, że moje teksty nie są do końca zamknięte, zobowiązujące. Każdy może interpretować je na własny użytek.
Za taki ból
Przeczytałem kiedyś artykuł o rodzicach-mordercach. Dwoje wykształconych, normalnych wydawałoby się, ludzi nie potrafiło sobie dać rady z dzieckiem, a właściwie, przede wszystkim ze sobą. Dziecko było piorunochronem, na którym skupiała się ich całodzienna złość, wszystkie stresy i niepowodzenia. Nie udało się coś w pracy, nie poszło w łóżku, awantura w domu – wszystko miało jeden skutek: dziecko obrywało łomot. Przyszedł moment, że zmaltretowane nie wytrzymało. Strasznie mnie zdołowała ta historia. Do dzisiaj tak naprawdę nie mogę się z niej otrząsnąć. W ogóle cala płyta jest mroczna, nie napawa raczej optymizmem. Nie wiem dlaczego. Coś mnie draży, coś siedzi we mnie głęboko. Coś, co nie pozwala mi na pisanie o pierdołach. Nie chcę pisać pogodnych, prostych piosenek, mimo że z natury jestem wesoły. Wolę śpiewać o mrocznych stronach życia, o tym, co mnie wkurwia. Te utwory są formą mojej walki, bo nie pójdę przecież do takich rodziców i nie dam im w pysk.
BTS
Tytuł jest skrótem, którego nie rozszyfruję. Piosenka zaś opowiada o miłości widzianej w krzywym zwierciadle. Dziewczyna idzie z gościem do łóżka, chwila rozkoszy, moment zauroczenia. Dziewczyna się zakochuje, facet odchodzi. To rzecz o wykorzystywaniu i naiwności. Nie potępiam tylko jej lub tylko jego. Winni są oboje. Trzeba czasem myśleć o tym, co się robi albo ma zamiar zrobić. Z drugiej strony to nieładnie być takim wyrachowanym skurwysynem.
Tylko…
Ballada na gitarę i wokal. Ktoś powiedział mi, że to jest piosenka ekologiczna. Dla mnie to przede wszystkim poetycka opowieść o ludziach, o potrzebie wzajemnego szacunku. Ale jeśli ktoś uważa, że to utwór ekologiczny... Czemu nie, to po prostu jego racja.
Tło
Druga piosenka o miłości. Tym razem o miłości zaborczej, o związkach, w których jedna strona stawia warunki i wymagania, nie licząc się z oczekiwaniami drugiej strony. Co prawda, tutaj zaborczy jest on, ale utwór traktuje o zaborczości w ogóle. To równie dobrze może dotyczyć kobiet czy rodziców. Czasami taki związek trudno nawet nazwać miłością, ale ludzie, którzy są weń zaangażowani tak to nazywają, tak to czują. Są przekonani o tym, że kochają. Natomiast z boku może to wyglądać zupełnie inaczej.
W słomę rąk
Krótki utwór o naszym zespole. Chwila zadumy nad tym, czy to, co robimy, jest komukolwiek potrzebne. Nie jesteśmy zespołem, który gra dla siebie. Oczywiście bardzo lubimy grać, ale bez widowni straciłoby to dla nas sens. Na razie nasza linia jest wznosząca, ale nigdy nie wiadomo. Może przyjść taki moment, że na nasze koncerty nie będzie już nikt przychodził. Wtedy przestaniemy grać. Na pewno zajmiemy się czymś innym, jednak będzie to nasza klęska. Po prostu czasem zastanawiamy się nad własną pracą. Dzisiaj każdy, kto pracuje, myśli o tym, czy będzie to robił jutro. Zwykła ludzka wątpliwość, którą pewnie każdy zna.
Bracie
Jedyny utwór z optymistycznym akcentem. Właściwie sam tekst nie jest zbyt radosny, ale jego wydźwięk, w zamierzeniu, ma być właśnie optymistyczny „Bracie” to piosenka o działaniu. Mimo że jesteśmy otoczeni wstrętna bułą i smutasami, zawsze istnieje szansa, że możemy komuś w tym syfie pomóc. Jest szansa, że właśnie takiego smutasa wyciągniemy z dołka. Trzeba mieć tylko odrobinę chęci, nadziei i siły. A tak poza wszystkim, brzmienie tej piosenki podoba nam się najbardziej na całej płycie.
Big Black Hole
Ten tekst napisałem wspólnie z moim przyjacielem Andrewsem 6-7 lat temu. Przez ten czas zmieniał się wielokrotnie, by w końcu dojrzeć do obecnej formy. To opowieść o samotności, o tym jak człowiek może być samotny, mimo że jest wśród innych ludzi. Czasem człowiek jest zbyt zajęty poszukiwaniem odpowiedzi na własne pytania. Pakuje się przez to w ponury kanał alienacji. Samotność i pustka powstają w różnych sytuacjach. Mi chodziło tu o ten typ samotności, który jest efektem specyficznego postępowania człowieka To opowieść o samoalienacji, o ludziach, którzy sami odchodzą od innych. Wiem, że czasem to nie do końca ich wina. Nie rozliczam ich, nie oceniam. To po prostu piosenka o takich ludziach.
Sugar
Kobieta szuka sobie miejsca w życiu. W końcu znajduje je u boku pewnego faceta. Później znowu czuje, że to jednak nie to, o czym marzyła. Chce odejść, ale jest już za późno. Znowu meandry miłości, właściwie stosunków męsko-damskich i znowu z jakimś perwersyjnym skrzywieniem. Muzyka trochę nie klei się z tekstem. Melodia jest wesoła, a słowa jak zwykle smutne. No, może tym razem nie są takie ciężkie, przygniatające, tylko bardziej ironiczne
Wojtek (Rock Cafe Buddha)
Wojtek to nasz przyjaciel, który prowadzi w Gdyni Rock Cafe Buddha. Odwala kawał solidnej roboty. Potrafił stworzyć prawdziwą, kultową knajpę. Ta piosenka jest wyrazem naszego szacunku dla niego. On sam do tej pory nie może uwierzyć, że na naszej płycie jest utwór o nim. Nie mógł się doczekać, kiedy go usłyszy. Jako gość wystąpił na wokalu nasz kumpel Guzik. Zaśpiewał tę piosenkę, bo ja nie potrafię rapować, a on robi to świetnie. My udzielamy się tylko w chórkach, w których też śpiewają nasi fani i znajomi. Nie wynajęliśmy żadnych zawodowców. Wokalnie udzielają się na całej płycie ludzie, którzy nie potrafią właściwie śpiewać, ale ich zapał sprawił cuda.
Myślisz... (Dzięki Ci Henry natchnienie)
Napisałem to wspólnie z Henry Rollinsem, chociaż nie znamy się i nigdy się nawet nie widzieliśmy. To piosenka o szczerości w muzyce. A właściwie o tym, że jest ona muzyce bardzo potrzebna. To także piosenka o tzw. rockandrollowcach, o ludziach, którzy robią muzykę tylko dla kasy albo dla całej otoczki, która czasem wytwarza się wokół muzyków. Piwko, dziewczynki, „rockowy szyk”, szpan i tak dalej. To piosenka o nich i dla nich. Smacznego!
How Many Times
Jedyna w naszym repertuarze piosenka polityczna. Cholernie wkurwia nas fakt, że młodzi ludzie tak łatwo ulegają manipulacji. Chcą być supermenami, bohaterami, a przeważnie stają się ofiarami. Dostają kopa w tytek, a później mają do wszystkich żal. Tak naprawdę nie chodzi nam tylko o politykę, ale o wykorzystywanie w biznesie, radiu, prasie, jakiejkolwiek robocie, czy nawet w religii. W tej ostatniej historia szczególnie się komplikuje, bo manipulacja religijna prowadzi do paskudnego typu nietolerancji. I tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy płytę.
Źródło: Brum, nr 10/1994
Pierwszy raz to czytałem w "Antologii Polskiego Rocka" i chuja tam w sumie się zastanawiałem. Tak przy okazji tego, że Nevermind w tym roku świętuje trzydziestolecie przypomniał mi się ten tekst. Tak z perspektywy czasu myślę, że każda taka kurwa, co nie potrafi napisać porządnie recenzji mogła być redaktorem muzycznym tylko w latach dziewięćdziesiątych. Prawda taka, że gdyby nie NEVERMIND i GRUNGE nie mieliby o kim pisać i nie miał by kto ich tekstów czytać. Ale chu tam, lecimy dalej - jeśli ILLUSION na kilometr nie wali grungem to chyba Grzegorz Turski był głuchy. Druga prawda jest taka, że "✌️" jest zwyczajnie zajebista.
OdpowiedzUsuń