Data premiery: 21.06.1999
Wydawca: Music For Nations
Pochodzenie: Wielka Brytania
Utwory:
1. Deep
2. Pitiless
3. Forgotten Hopes
4. Destiny Is Dead
5. Make It Right (F.F.S.)
6. One Last Goodbye
7. Parisienne Moonlight
8. Judgement
9. Don't Look Too Far
10. Emotional Winter
11. Wings of God
12. Anyone, Anywhere
13. 2000 & Gone
Skład:
Vincent Cavanagh – wokal, gitara
Danny Cavanagh – gitara, instrumenty klawiszowe, wokal w „Parisienne Moonlight”
Dave Pybus – gitara basowa
John Douglas – perkusja
Gościnnie:
Lee Douglas – wokal w „Parisienne Moonlight” i „Don't Look Too Far”
Dario Patti – fortepian w „Anyone, Anywhere”
Porównaj ceny płyty
Ciekawostki
Album jest dedykowany Helen Cavanagh – zmarłej matce Vincenta i Danny'ego. Bezpośrednio dotyczy jej utwór „One Last Goodbye”.
Dopisek „F.F.S.” przy tytule „Make it Right” to skrót od „For Fuck’s Sake”.
Ta płyta jest jak pełnia księżyca, jak koncert fortepianowy z orkiestrą, kobiecymi wokalami i gitarą akustyczną – tak album „Judgement” podsumował Vincent Cavanagh w wywiadzie dla Metal Hammera. – W jakimś sensie jest to bardzo uduchowiona płyta. Ten materiał jest dla nas głęboko osobisty, nic jeszcze nie było mi tak bliskie w tym zespole, jak właśnie ta muzyka.
Wokalista wypowiedział się też na temat brzmienia:
– Poprzednia płyta była nieco cięższa, ponieważ tak naprawdę nie mieliśmy żadnego pomysłu na własne brzmienie, dlatego zrobiliśmy standardową produkcję. Nowa płyta jest dużo czystsza, poza tym sądzę, że „Judgement” jest także niezwykle ciężki, choć to pojęcie jest przez nas dziś inaczej rozumiane.
(Metal Hammer 7/1999)
O utworach
Dave Pybus:
Pierwszy na płycie jest „Deep”. Vincent jest autorem tekstu do tego kawałka. Muzykę napisałem razem z Danielem. Jest to pierwszy kawałek, jaki napisaliśmy na „Judgement”. Ciekawa jest historia tego utworu, bo właściwie powstał w dwóch częściach. Danny napisał pierwszą część, tę bardziej żywą. Ja miałem gotowy pomysł, ale nie mogłem z niego zrobić całego kawałka. Kiedyś na jednej z prób połączyliśmy dwie części i powstała jedna piosenka. O samym tekście nie mogę zbyt wiele powiedzieć, ponieważ Vincent jest jego autorem. Trudno mi wypowiadać się za niego, bo tylko on wie, co poeta miał na myśli, he, he..... dla mnie jest to kawałek o życiu i jego przemijaniu. Czujesz, jak każdy dzień przepływa ci między palcami, ale nie możesz go zatrzymać. Wydaje mi się, że ten kawałek nadaje się na wstęp do płyty, nie sądzisz? Ma w sobie dużo pozytywnej energii, nie powala od razu na początku, ale pozwala słuchaczowi przejść dalej, do następnego utworu, w którym wszystko narasta.
Mam tu na mysli „Pitiless”. Pomysł na napisanie tego kawałka podsunął Vinnie. Tekstem zajęliśmy się wspólnie z Johnem. Kiedy trzy osoby siadają do napisania tekstu, to musi z tego wyjść coś extra, ha, ha... Piosenka ta opowiada o ludzkim żalu, złamanych sercach... Nie wiem, jak interpretują ją Vincent i John. Wiesz, że w przypadku Anathemy trudno jest mówić dosłownie, o czym traktuje poszczególny kawałek. Najlepiej interpretować je na swój własny sposób zgłębiając ich sens.
Najdziwniejsze jest to, że ludzie wyczuwają w tym utworze świeżość. Mówią, że brzmi nowocześnie. Nie mogę tego pojąć. „Pitiless” powstał pięć lat temu, ale nigdy nie było dla niego miejsca na żadnej wcześniejszej płycie. Jeśli ktoś jednak odnajduje w nim coś nowego, to chyba świadczy jak najlepiej o nas, prawda?
Teraz czas na „Forgotten Hopes”, który jest jednym z moich ulubionych kawałków na tym krążku. Właściwie to śmiało możemy w tym miejscu powiedzieć także o „Destiny is Dead”. Obydwa utwory są ze sobą połączone i kiedy słuchasz „Judgement”, stapiają się ze sobą tworząc jeden, dziesięciominutowy utwór. Właściwie to w pierwotnej wersji był to jeden kawałek, ale podczas nagrywania w studio postanowiliśmy rozbić go na dwie części. O samym tekście mogę powiedzieć tyle, że traktuje on o człowieku, który miota się w alkoholowych omamach. Wiadome jest wszystkim, że część muzyków Anathemy miała lub ciągle ma kłopoty z narkotykami czy alkoholem. Może właśnie to kawałek im dedykowany?
„Make It Right” napisany został przez Johna. Zarówno tekst, jak i muzyka jest jego autorstwa. Facet wiele przeszedł w swoim życiu i ten kawałek odzwierciedla, co się z nim działo, kiedy miał kłopoty. Może poprzez napisanie tego kawałka wołał o pomoc, ale nikt go wtedy nie słyszał, nie mogąc zrozumieć przesłania?
„One Last Goodbye” jest chyba najsmutniejszym kawałkiem z całego programu płyty. Tyle w nim emocji, tyle depresji i rozpaczy. Utwór ten jest dedykowany w szczególności matce Vinniego i Danniego, która zmarła w tamtym roku. Poprzez napisanie tych kilku strof, chcieli powiedzieć, że ciągle o niej pamietają, mimo że nie ma jej wśród żywych. Muzykę i tekst napisał Danny, ale z dużą pomocą Vinniego. Sama muzyka była gotowa już dwa lata temu. Ten kawałek mógłby się znaleźć na „Alternative 4”. Zespół jednak nie zdecydował się na zamieszczenie go na poprzedniej płycie, ponieważ prawdopodobnie nie pasowałby do całości. Na ,,Judgement” komponuje się doskonale. Wracając jeszcze na chwilę do samego tekstu. Wiesz, wydaje mi się, że samo przesłanie i treść tego utworu jest uniwersalna i słuchacz wcale nie musi odbierać tego tak osobiście, jak Danny czy Vinnie. Każdy przeżywa w swoim życiu rozstania i może śmiało powiedzieć, że to właściwie kawałek o nim.
Czasami gramy ten numer na koncertach, jednak jak dla mnie to zbyt duże przeżycie. Stoisz na scenie, sam stwarzasz tę szczególną atmosferę i kiedy przychodzi zagrać „One Last Goodbye”, kiedy słyszę płaczliwy głos Vincenta, to sam czuję się nieswojo.
Nieważne, przejdźmy lepiej do następnego utworu, którym jest „Parisienne Moonlight”. Ten kawałek jest kolejnym ulubionym numerem na płycie. Sam pomysł powstał w głowie Danniego jakiś czas temu. Często grywał główny motyw z tego utworu podczas prób. Zasiadał zamyślony przy pianinie i grał. Gdybyś skorzystał z naszego zaproszenia, to pewnie miałbyś okazję usłyszeć ten numer o wiele wcześniej. Przez długie miesiące był to tylko szkielet, a jego twórca nie miał pomysłu na jego rozwinięcie. Dopiero Lee – siostra John'a przyszła mu z pomocą. Przyszła kiedyś na próbę i zaczęła śpiewać. A w studio! Man! Kiedy usłyszałem, co ona potrafi robić ze swoim głosem... Fuck me... To jest nie do opisania. Zresztą, słyszysz to na płyciebieta potrafiła swoim głosem tchnąć ducha w ten utwór. To zadziwiające.
Ludziom nie podoba się tytuł tego utworu. Mówią, że jest to nawiązanie do kawałka Gary Moore'a „Parisienne Walkway”. Kiedy Danny usłyszał takie opinie chciał zmienić tytuł, ale po zastanowieniu się stwierdził, że nie może tego zrobić, bo wtedy całość straciłaby tę specyficzną magię.
Do napisania tego utworu zainspirowała go podróż do Paryża. Pojechał tam ze swoją dziewczyną. Opowiadał, jak spacerowali nocą po rozświetlonych ulicach i czuli czar tego miejsca. Na pewno dodatkowym bodźcem do nagrania tego kawałka był także sam przelot nad Paryżem. Kiedy po raz pierwszy lecieliśmy do Włoch, żeby nagrywać „Judgement”, mieliśmy okazję zobaczyć Paryż nocą. Wyobraź sobie, że znajdujesz się w chmurach, a tam w dole widzisz wieżę Eiffla tonącą w tysiącu świateł. Wspaniałe uczucie!
Z „Judgement” łączy się zabawna historyjka. Kiedy zaczynaliśmy nagrywać ten kawałek, ja musiałem na kilka dni wrócić do domu, do Anglii. Opuściłem Włochy, a kiedy wróciłem, „Judgement” był już nagrany. Nie słuchałem nagrania i później, kiedy skończyliśmy pracę w studio, pojechaliśmy na koncert do Grecji. Dziwne uczucie stanąć przed tłumem ludzi i zagrać po raz pierwszy coś, czego jeszcze nigdy nie słyszałeś. Jakoś mi się udało i nikt nie zauważył mojego zdenerwowania. A tak na marginesie, to jest to jeden z najtrudniejszych kawałków do grania na żywo. W ostatniej części tego utworu jest moment, kiedy wszystko przyspiesza. W studio nagraliśmy to bez problemu, ale na żywo zawsze mamy problemy z poprawnym wykonaniem.
Podobnie, jak z tym przyspieszeniem, za chwilę będę miał kłopoty z rozszyfrowaniem przesłania w „Don't Look To Far”. Ten kawałek napisał John. Sorry, ale nie potrafię powiedzieć nic więcej na temat tego utworu, może lepiej będzie jak każdy postara się o własną interpretację. Może wtedy wyjdzie wam z tego coś naprawdę interesującego?
Tak interesującego jak „Emotional Winter”. Ten utwór był pierwszym, jaki znalazł się na taśmie demo, którą nagrywaliśmy przed „Judgement”. To było w grudniu zeszłego roku. Padał śnieg, a nas wzięło na napisanie czegoś nowego. Ten kawałek przeszedł taką metamorfozę, że na płycie ze starego, oryginalnego utworu pozostał jedynie tytuł. Mieliśmy nieco kłopotów z tym numerem. Vincent chodził godzinami tam i z powrotem nie mogąc wymyślić niczego sensownego. Dopiero, kiedy zostawiliśmy go samego z tym problemem przyszło rozwiązanie. Przyszedł następnego dnia na próbę i przyniósł gotowy numer.
Znowu wracamy do twórczości Johna. „Wings Of God” to prawie w całości jego utwór. Dla mnie utwór ten to obraz człowieka zamkniętego w sobie, pozostawionego sam na sam ze swoimi myślami... Nie będę się nad nim zbytnio rozwodził. Powiem tylko, że kiedy padł pomysł na „Wings Of God”, John miał skomponowaną większą część tego numeru, ale kiedy się tego słuchało miało się wrażenie, że wciąż czegoś brakuje. Z pomocą przyszedł Danny, który dodał do utworu niektóre partie gitar.
„Anymore, Anywhere” to mój wkład w ten album i zarazem niezły kawałek, biorąc pod uwagę te najgorsze z płyty, ha, ha... Danny pomógł mi z gitarami. Wiesz, ten gość ma talent w robieniu gitarowych partii. Zresztą, co ja ci będę takie teksty wciskał, przecież słychać to, nie?
„2000 & Gone” jest ostatnim utworem na płycie. Powstał u mnie w domu. Siedzieliśmy sobie w pokoju i graliśmy, co nam przychodziło do głowy. Danny siedział przy pianinie i wczuwał się wydobywając z niego coraz to nowe dźwięki. W pewnym momencie zaczął grać, a my krzyknęliśmy – to jest to!!! Tym sposobem doszliśmy do końca. Mam nadzieję, że pomogłem ci choć trochę w zrozumieniu tego.
Jazgot Nr 5/1999
Z „Judgement” łączy się zabawna historyjka. Kiedy zaczynaliśmy nagrywać ten kawałek, ja musiałem na kilka dni wrócić do domu, do Anglii. Opuściłem Włochy, a kiedy wróciłem, „Judgement” był już nagrany. Nie słuchałem nagrania i później, kiedy skończyliśmy pracę w studio, pojechaliśmy na koncert do Grecji. Dziwne uczucie stanąć przed tłumem ludzi i zagrać po raz pierwszy coś, czego jeszcze nigdy nie słyszałeś. Jakoś mi się udało i nikt nie zauważył mojego zdenerwowania. A tak na marginesie, to jest to jeden z najtrudniejszych kawałków do grania na żywo. W ostatniej części tego utworu jest moment, kiedy wszystko przyspiesza. W studio nagraliśmy to bez problemu, ale na żywo zawsze mamy problemy z poprawnym wykonaniem.
Podobnie, jak z tym przyspieszeniem, za chwilę będę miał kłopoty z rozszyfrowaniem przesłania w „Don't Look To Far”. Ten kawałek napisał John. Sorry, ale nie potrafię powiedzieć nic więcej na temat tego utworu, może lepiej będzie jak każdy postara się o własną interpretację. Może wtedy wyjdzie wam z tego coś naprawdę interesującego?
Tak interesującego jak „Emotional Winter”. Ten utwór był pierwszym, jaki znalazł się na taśmie demo, którą nagrywaliśmy przed „Judgement”. To było w grudniu zeszłego roku. Padał śnieg, a nas wzięło na napisanie czegoś nowego. Ten kawałek przeszedł taką metamorfozę, że na płycie ze starego, oryginalnego utworu pozostał jedynie tytuł. Mieliśmy nieco kłopotów z tym numerem. Vincent chodził godzinami tam i z powrotem nie mogąc wymyślić niczego sensownego. Dopiero, kiedy zostawiliśmy go samego z tym problemem przyszło rozwiązanie. Przyszedł następnego dnia na próbę i przyniósł gotowy numer.
Znowu wracamy do twórczości Johna. „Wings Of God” to prawie w całości jego utwór. Dla mnie utwór ten to obraz człowieka zamkniętego w sobie, pozostawionego sam na sam ze swoimi myślami... Nie będę się nad nim zbytnio rozwodził. Powiem tylko, że kiedy padł pomysł na „Wings Of God”, John miał skomponowaną większą część tego numeru, ale kiedy się tego słuchało miało się wrażenie, że wciąż czegoś brakuje. Z pomocą przyszedł Danny, który dodał do utworu niektóre partie gitar.
„Anymore, Anywhere” to mój wkład w ten album i zarazem niezły kawałek, biorąc pod uwagę te najgorsze z płyty, ha, ha... Danny pomógł mi z gitarami. Wiesz, ten gość ma talent w robieniu gitarowych partii. Zresztą, co ja ci będę takie teksty wciskał, przecież słychać to, nie?
„2000 & Gone” jest ostatnim utworem na płycie. Powstał u mnie w domu. Siedzieliśmy sobie w pokoju i graliśmy, co nam przychodziło do głowy. Danny siedział przy pianinie i wczuwał się wydobywając z niego coraz to nowe dźwięki. W pewnym momencie zaczął grać, a my krzyknęliśmy – to jest to!!! Tym sposobem doszliśmy do końca. Mam nadzieję, że pomogłem ci choć trochę w zrozumieniu tego.
Jazgot Nr 5/1999
Recenzje
Metal Hammer nr 8/1999 (płyta miesiąca)
Co można przypisać nowej płycie Angoli, mając w zasadzie całe pole emocji znane z poprzednich plyt? „Judgement” jest ze wszech miar płytą piękną, bez wątpienia Anathema jeszcze nigdy nie była tak blisko ideału. Tego albumu słucha się w napięciu, z potężną arytmią serca i wypiekami na policzkach. Bo to wywołuje właśnie muzyka na „Judgement”! Biorąc pod uwagę każdy aspekt tego wydawnictwa, wszystko stanowi element wspólnej całości, a owa „całość” po prostu poraża.
Inicjujący płytę „Deep” jest bardzo dobrym rozgrzewaczem, delikatny lecz konkretny i zdecydowany, z fantastycznym śpiewem Vinnie'go. Już podczas tego numeru wyczuwamy co będzie dalej. A dalej jest nieco inny „Pitiless”, jeden z najostrzejszych fragmentów tej płyty. Tkwi w nim pasja, jakiś niezrozumiały fanatyzm znany już dobrze choćby z „Dying Wish”, z przeraźliwie wyjącą wewnątrz gitarą i wstrząsającym głosem Cavanagh'a. Niesamowity kawałek! Podobnie jak zupełnie już inny w klimacie „Forgotten Hopes” stanowiący jego postludium.
Teraz coś, co spędza mi sen z powiek, co wbija mnie w dół potworny. Utwór, podczas którego serce pęka, a dusza wyje z bólu. „One Last Goodbye”, utwór poświęcony zmarłej matce, tak przeraźliwie piękny i przejmujący, że trzeba mieć chyba puszkę zamiast serca, by nie ulec jego fantastycznemu urokowi. Gdy słucham tego numeru, moja mama mówi, że wreszcie zacząłem słuchać czegoś naprawdę pięknego. Tak, ten utwór jest zdecydowanie PIĘKNY!!! Gdy Vincent śpiewa „I still feel the pain... still feel your arms”, to serce umiera wraz z jego szlochem.
Chwila oddechu, jesteśmy przy „Make It Right”, kawałku, w którym słychać fascynacje brytyjskim rockiem progresywnym, choć utwór ten ma bardziej „pływający” charakter. Po nim następuje „Parisienne Moonlight”, bardzo piękny kawałek na fortepian. Jednak jego esencją są przeplatające się głosy męsko-żeńskie. Brzmi to trochę jak śpiew dwojga kochanków siedzących na oknie jednego z domów i wpatrujących się w jasną poświatę księżyca. Jak ich wspólne ślubowanie. Powoli przechodzi to w „Don't Look Too Far”, numer, którego głównym plusem jest niesamowicie delikatny głos Vincenta, przechodzący z drżenia w pasję podszytą tak zwanym „wah wah”. Bez wątpienia jest to przykład wokalnego mistrzostwa, choć tego akurat na tej płycie nie brak. „Emotional Winter” jest numerem w bezpośredniej linii zainspirowanym dokonaniami Pink Floyd, tyle że tu jest to oczywiste, bez żadnych innych podtekstów. Ten track mógłby zagościć na jakiejś płycie „Floydów”. Vincent nawet śpiewa jak David, zresztą nie od dziś wiadomo, że to jego guru.
Przechodzimy do „Wings Of God”, numeru zdecydowanie górnolotnego, z charakterystyczną gitarą i sprzęgającymi solówkami. Ten utwór ma bardzo archaiczny charakter, gdyby nie jego nowoczesne brzmienie, można by przypuszczać, że pochodzi z przełomu lat 60-70. Zupełnie inaczej niż w przypadku tytułowego „Judgement”, smutnego i mocno przygnębiającego numeru, który jednak z czasem zaczyna nabierać motoryki, by po chwili pędzić w oszalałym tempie ku niewiadomemu celowi. Świetnie brzmią tu gitary, tak naturalnie i troszeczkę surowo, w ogóle to „Judgement” robi się w połowie taki, jak utwory z „The Silent Enigma”, by nagle zgasnąć pośród tego szaleństwa i chaosu. Niczym spadająca gwiazda.
Kolejną perłą tej płyty jest fantastyczny „Anyone Anywhere”, wyciszony, ale jakiś dziwny. Vinnie jest jak zwykle delikatny, tyle że w tym przypadku jakiś zdeterminowany, wybijające takty akordy fortepianowe w wykonaniu Daniela też robią wrażenie. Ten utwór ma genialny temat tytułowy, do którego dźwięki zmierzają z różnych stron. Album kończy się instrumentalnym „2000 & Gone”, takim spokojnym tematem, w tle którego trwa konwersacja dwóch starszych głosów niewiadomego pochodzenia.
To jeśli chodzi o analizę samych utworów. Całość jest podporządkowana jakiejś estetyce, wszystko na „Judgement” ma swój czas i swoje miejsce. Nie ma komplikacji, jakichś zostających w tyle momentów. Przez te kilkadziesiąt minut stajemy twarzą w twarz z pięknem i wysublimowaniem, podpartym emocjami różnej maści. Dobry to znak, że człowiek u schyłku wieku potrafi jeszcze odczuwać w naturalny dla siebie sposób, że obcy jest mu cybernetyczny chaos, który otacza go ze wszystkich stron. Realizm i Prawda, to nowa płyta Anathemy...
Dar(e)k Kempny
Mystic Art nr 7/1999
No proszę, a ja myślałem, że ten band pójdzie w kierunku coraz żywszej i skocznej muzyki, czego zapowiedzi mieliśmy okazję podziwiać na, znakomitej swoją drogą, płycie „Alternative 4”. To co jednak było, dla mnie przynajmniej, najbardziej czarujące w muzyce Anathemy, powstało na „Eternity”, albumie może jeszcze nieco surowym, ale jakże mistycznym i wrażliwym. Zdaje się, że i bracia Cavanagh doszli do podobnych wniosków, bo „Judgement” to prawdziwe arcydzieło melancholijnej i arcyintrowertycznej sztuki.
Krążek ten to powoli sączące się dźwięki, niemrawo kapiące z głośników ilustracje umęczonych dusz muzyków grupy, to hymny wypełnione bólem i rozszarpującym umysły cierpieniem, bólem w żadnym wypadku nie mającym nic wspólnego z bólem fizycznym, raczej duchowym, bólem, nad którym ciężko zapanować, a o którego uśmierzeniu można tylko marzyć. „Judgement” to wcale jednak nie jest wyrażenie woli zabicia tegoż cierpienia, a raczej chełpienie się nim, zdawanie relacji ze zniszczeń, jakie ono dokonuje, swego rodzaju masochistyczne rozczulanie się nad krzywdami, które nam wyrządzono. Ekstatyczny wręcz smutek dominujący absolutnie nad całością raz po raz rozszarpywany jest ni to pojękiwaniami, ni to westchnieniami pełnymi rozkoszy i zadowolenia. Bo płyta ta jest przepiękna, melancholia weń się gnieżdżąca jest jak dotyk anioła zapomnienia, który sprawia, że świat dookoła nas istniejący przestaje być istotny, zostaje wymazany z naszej świadomości, która z kolei całkowicie zostaje opanowana przez demony samotności, cudowne widma, które swymi kuszącymi spojrzeniami ranią i leczą nasze ciała, leczą tylko po to, by ponownie móc się nad nimi znęcać. Ale jakże przyjemnym jest to uczuciem...
Tomasz Franczak
Jazgot nr 5/1999 (ocena: 100%)
Aniele! Opuściłeś świat brudny. Wzbiłeś się ponad jego obdarte mury. Odrzuciłeś moją rzeczywistość, żal pozostał a oni wiedzieli jak opowiedzieć go muzyką. Czy czujesz jak płonie moje serce? Czy widzisz jak umiera moja młodość? Ciągle ktoś wzdycha, gitara w tle zawodzi, a ja znowu myśli swe wysyłam ku rozgwieżdżonym nocom, ale odnaleźć ciebie nie mogę. Płynę w tych romantycznych dźwiękach, z pochyloną głową, świadomy, że to wciąż Anathema, że to Vincent śpiewa. Może trochę smutniej się robi, kiedy klawisze pożerają resztki świadomości, i nawet księżyca nie widać przez łzy. Nocą późną, słyszę krzyki dobiegające z serca, a światła miasta układają się w twoją sylwetkę. Ta muzyka jest wszędzie, jednostajnie i miarowo coraz piękniej, coraz dostojniej wdzierają się kolejne muzyczne frazy, jak wtedy w pochmurną noc, kiedy przez splecione ręce przepływała wieczność. Te dźwięki ranią swoją prostotą, a purpurowe płomienie rozrywają ciemności. Kiedy tylko zamknę oczy, ciągle to czuję... że potrzebuję ciebie. Kto gra tę płytę kolejny raz? Jedynym uśmiechem jest ta muzyka, choć tak okrutnie obchodzi się ze mną. Który to już raz obcuję z absolutem, łzami wypisując strofy na cześć piękna? Nie chce zgasnąć twój wizerunek, choć noc głęboka i głucha, tą samą melodię gra fortepian, a ja nie chcę spoglądać w przyszłość. A kiedy płynie melodia wiem, że czas się cofa... że rozumiem... że tęsknię... A po nocy spokojnej i cichej zbudzony znów sam przemierzam życie, uwalniam ducha, blaknę by zgasnąć. Tlą się ostatnie nuty, ostatnie westchnienia, ale pianino jeszcze gra i grać będzie na zawsze. Jak szybko płynie życie... przeszłość już nie wróci, powiadają... Kiedyś wyschną łzy i znowu zaświeci słońce... a teraz śpij aniołku! Zamknij swe oczy...
Marek Krukowski
P.S. Czy odważycie się stanąć twarzą w twarz z tą płytą? Czy nie obleciał was strach przed nieskończoną dawką emocji? Warto choć raz spojrzeć w głąb siebie... z muzyką ducha, z pięknem i absolutem. A kiedy już tak się stanie, nie odnajdziecie się we własnej głębinie. Płyta roku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz