Data premiery: 11.08.1998
Wydawca: Peaceville Records
Pochodzenie: Wielka Brytania
Utwory:
1. Shroud of False
2. Fragile Dreams
3. Empty
4. Lost Control
5. Re-Connect
6. Inner Silence
7. Alternative 4
8. Regret
9. Feel
10. Destiny
Skład:
Vincent Cavanagh – wokal, gitara
Daniel Cavanagh – gitara, instrumenty klawiszowe
Duncan Patterson – gitara basowa
Shaun Steels – perkusja
Tytuł
Tytuł „Alternative 4” nawiązuje do książki science fiction „Alternative 3” autorstwa Leslie Watkinsa. Z kolei książka powstała na podstawie programu telewizyjnego o tej samej nazwie. Po odejściu z Anathemy Duncan Patterson założył zespół o nazwie Altenative 4.
Okładka
Vincent Cavanagh: Jest to pewne szczególne przedstawienie obrazu Matki Boskiej. Powiedziałbym, że bardzo szczególne przedstawienie – z całego wizerunku wycięliśmy twarz i umieściliśmy ją jako odbicie na hełmie astronauty. (Metal Hammer nr 8/1998)
Recenzje
Metal Hammer nr 8/1998 (ocena: 5/5)
Liverpoolski band numer 1 (po The Beatles oczywiście) w końcu potrafił się zebrać, aby wydać kolejny album. Ostatnim krążkiem, który dostaliśmy od Anathemy, był ,,Eternity” ('96). To wydawnictwo mocno podzieliło fanów. Wielu z nich twierdziło że chłopcy zgubili gdzieś swą drogę i nawoływało do powrotu do wczesnych złotych dni „Crestfallen” i „Serenades”. Po drugiej stronie płotu stali ci, których zauroczyła melodyjna głębia i pinkfloydowska magia tego materiału.
Teraz, dwa lata później, mamy „Alternative 4”. Gra tutaj już nowy bębniarz zespołu, Shaun Steels, który zajął miejsce zwolnionego Johna Douglasa. Na tej płycie chłopcy wznieśli się na kolejny poziom egzystencji w świecie stworzonym przez nich na „Eternity”. Progresja muzyczna przybrała tutaj formę większego niż w przeszłości wykorzystania klawiszy, wraz z kilkoma samplami, które w efekcie dodają temu albumowi trochę nowoczesnego feelingu. Jednakże pomimo obecności technologii, Anathema nieprzerwanie atakuje słuchacza nastrojem, który pachnie jakby został przeniesiony wprost z zadymionych lat 60-tych i 70-tych.
Album emanuje atmosferą, którą można opisać jedynie jako totalna Anathema. Oczywiście ich idole - Pink Floyd - odegrali ogromną rolę w kierunku ich rozwoju, ale kogo to obchodzi? Uświęcona floydowska esencja, duch i dusza zostały połączone z muzyką Anathemy, aby w efekcie urodziło się z tego coś, co można opisać jedynie jako piękne. Piękno to nie jest jednak czyste, zostało nieco skażone doświadczeniami tego, co nazywamy życiem... strach, samotność, pustka, ból miłości, żal i pomocna dłoń podana nam przez przyjaciela, który nas czasem opuści, nadzieja - te wszystkie uczucia znamy i doświadczamy ich każdego dnia.
Obok wolnych, melancholijnie inspirujących utworów, znalazło się również parę żywszych, które wprowadzają do całości miły balans. Zespół jest ewidentnie dojrzalszy, nie tylko jako muzycy i autorzy, ale również jako istoty ludzkie, co pozwala im na wprowadzenie nas w swoją osobistą wyprawę jaką jest „Alternative 4”.
Morbid Noizz nr 4/1998 (ocena: 8/10)
„Alternaive 4” jest kontynuacją muzyczną poprzedzającej ją „Eternity”. Mamy tu zatem ciąg dalszy fascynacji braci Cavanagh i spółki twórczością legendarnego Pink Floyd, co słychać w niemal w każdym utworze. Wyjątek stanowi tu (chociaż nie tak do końca) pierwszy utwór „Shroud of False”, który powinien przypaść do gustu wszystkim miłośnikom „The Silent Enigma” (moim zdaniem ich najlepszej płyty). Mówiąc krótko, Anathema na „Alternative 4” kroczy jedną nogą po ścieżce wytyczonej już przez Floydów (o czym wspomniałem wcześniej), a drugą po tej, która ma swój początek gdzieś w heavy metalu. Jestem przekonany, że nowy album Brytyjczyków spodoba się tym, którzy ciepło przyjęli „Eternity”, a pozostałych namawiam do wysłuchania chociaż raz tej pozycji, ponieważ nie jest to zła płyta. dużo tu dobrej muzyki i aranżacji. Może dzięki tej płycie część z Was sięgnie do dyskografii protoplastów obecnego stylu Anathemy?!
Metal Side nr 2/1998 (ocena: 10/10)
Nie wiem, ile jeszcze może stać się z wizerunkiem zespołu, ale prawdopodobnie na „Alternative 4” odnalazł on swą muzyczną jaźń poszukiwaną od czasów „The Silent Enigma”. Myślę, że „Alternative 4” jest apogeum poszukiwań, a następne płyty będą jedynie podkreślać wielkość i wartość Anathemy. Nie uważam wbrew temu co napisałem przed chwilą, że zespół stworzył zwartą merytorycznie całość, ponieważ dopiero ta płyta obrazuje szeroką gamę pasji i ambicji kreatorskich. Bo gdy „Fragile Dreams” jest kompozycja typową dla Anathemy, a „Lost Control” ma w sobie coś z przepięknej kompozycji Pink Floyd „High Hopes” (czyli nic nowego), to już niemal cała reszta wymyka się gamie takich paralel.
„Empty” jest utworem napisanym jakby po to, by zaśpiewał go Bono ze swym zespołem, „Re-Connect” oddycha duchem dokonań The Stranglers (ktoś może się zdziwić, ale to porównanie nie jest takie przesadzone). W „Inner Silence” śpiewa bardzo namiętnie, niczym kochanek ze złamanym sercem, nieco manierą wokalną przypominając Stinga. Tytułowy track jest już tak mroczny, że do granic pojmowania przerażają mnie taktowne uderzenia, pulsujące niczym serce w rękach. Tak chorobliwego soundu mogą nawet Norwedzy pozazdrościć. Tu śpiew Vinniego jest bardzo, bardzo natchniony, słychać, jak powietrze w jego płucach formuje się w szyku umożliwiającym relacje. „Regret” pobrzmiewa duchem lat 60-tych i początku 70-tych, może przez delikatny pasaż organów Hammonda. Pomysł chwyta na tyle, że już następny „Feel” jest mocno osadzony w tym temacie, tyle że lan Gillan wodzi Vincenta za nos, a „purpurą” czuć na kilometr. Album zamyka „Destiny” i gdyby Vincent miał trochę bardziej niewieścią barwę głosu, mógłby konkurować z Annie Lennox...
Jakże piękna jest ta płyta, jak doniosłe są słowa i jak cudowna muzyka... I jak śpiewa Vincent w otwierającym płytę prologu: „...jesteśmy jedynie chwilą w czasie...”, tak skłonny jestem przyznać, że gdy słuchałem tego albumu, wskazówki zegara nie zmieniły swego położenia, a zegar wciąż chodzi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz