Mercyful Fate - "Dead Again"

Mercyful Fate - Dead Again

Gatunek:
heavy metal
Data premiery: 9.06.1998
Wydawca: Metal Blade Records
Pochodzenie: Dania
Porównaj ceny: CD | winyl

Utwory:
1. Torture
2. The Night
3. Since Forever
4. The Lady Who Cries
5. Banshee
6. Mandrake
7. Sucking Your Blood
8. Dead Again
9. Fear
10. Crossroads

Skład:
King Diamond - wokal
Hank Shermann - gitara
Mike Wead - gitara
Sharlee D'Angelo - bas
Bjarne T. Holm - perkusja

www.facebook.com/mercyfulfateofficial







Recenzje



Morbid Noizz nr 3/1998 (ocena: 10/10)

Jak wspaniale, że się nie zawiodłem - „Dead Again” to kolejny wspaniały album MERCYFUL FATE - naprawdę! Nie wiem, czy będę to w stanie udowodnić, ale przynajmniej spróbuję. (…) Młodzi pewnie nie uwierzą, starsi skrzywią się nieświadomie, ale dla mnie ten album nie ustępuje w niczym tym klasycznym, przed 'powrotem', gdyby taka płyta okazała się np. w '85, '86, wtedy King i reszta noszona byłaby na rękach, dziś ci, którzy nie doceniają szczęścia, że MERCYFUL FATE wciąż nagrywa dobre płyty, będą narzekać... Oby im zdrowie odebrało!!!! Co z tego, że Kingowi nieco 'zmężniał' głos i na „Dead Again” słychać to dosyć mocno, ale przecież na każdego przyjdzie pora w wieku nastu czy jak w przypadku Mistrza 'dziestu' (?) lat. Najważniejsze jest dla mnie to, że „Dead Again” jest niezwykle mądrą płytą, nie daje nam prostej i banalnej muzyki, ale jest wodospadem emocji, fantastycznych przejść z jednej przeciwności w drugą.... trochę jest jeśli chodzi o tempo, za wolna, ale to tylko tak na marginesie.

Nie dziwi mnie fakt, że MERCYFUL FATE nagrywa lepsze ostatnio albumy, niż King solo, bo gdy MF dysponuje takim duetem gitarowym jak Hank Shermann i Mike Wead, to niewiele mu podobnych na metalowej scenie może im się równać. Przysłuchuję się tej płycie od bardzo długiego już czasu uważnie i wniosek dla mnie jest jeden - gitary obu tych facetów są tu niemal równie wyeksponowane co głos Kinga, ależ one ze sobą rozmawiają! Na ironię zakrawa fakt, że solówki Hanka brzmią bardziej nowocześniej niż Weada, który strasznie chyba chciał się wpasować w klimat MERCYFUL FATE. Cóż, gratuluję Dennerowi, że został ojcem, ale Bogiem a prawdą nie ma już po co wracać do MF, Wead go nie tylko zastąpił, ale nadal muzyce nowego smaczku. Pisząc to, słucham „Banshee” i jest teraz ten fantastyczny dialog gitar.... „Dead Again” jest cholernie udanym albumem również pod względem aranżacji, te numery kopią klimatem, unikatowością, jadem - to MERCYFUL FATE!


Brum nr 6/1998

U Mercyful Fate nic nowego. Granie w starym, heavymetalowym klimacie pełnym solówek, melodyjnych riffów, nieznacznie tylko urozmaicanym „aktorską” interpretacją Kinga Diamonda. Ceniąc Mercyful za ich wkład w rozwój black metalu, zastanawiam się jednak, na czym on właściwie polega! Przecież „Dead Again” od „Melissy” czy „Don't Break the Oath” różni się w zasadzie tylko lepszą produkcją. Tamte płyty stanowią kanon blacku - „Dead Again” jeszcze jeden element sztucznie reanimowanej mody na klasyczny heavy. Tamte był ważne i progresywne - ta jest tylko poprawna.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz