Data premiery: 23.05.1983
Wydawca: Mercury Records
Pochodzenie: USA/UK
Porównaj ceny: CD | winyl
Utwory:
1. Stand Up and Shout
2. Holy Diver
3. Gypsy
4. Caught in the Middls
5. Don't Talk to Strangers
6. Straight Through the Heart
7. Invisible
8. Rainbow in the Dark
9. Shame on the Night
Skład:
Ronnie James Dio – wokal
Vivian Campbell – gitara
Jimmy Bain – bas, instrumenty klawiszowe
Vinny Appice – perkusja
Teledyski
Recenzje
Kerrang! nr 44/1983:
Zawsze uważałem, że Ronnie James Dio raczej marnował się w Black Sabbath, a Rainbow, gdzie rywalizował z Ritchiem Blackmoore'em o pierwsze miejsce w kolejce, gdy rozdawali ego, też nie był dla niego właściwym miejscem. Ale będąc sprytnym, bystrym, zaradnym i ambitnym biznesmenem, którym, jak mniemam, jest pan Dio, wykorzystał maksymalnie oba zespoły (nie mam tu na myśli nic złego, podziwiam tego małego drania), wyrobił sobie nazwisko i uciekł z tonących okrętów na bardziej zielone pastwiska. (...)
Ronnie, wraz z byłym kolegą z Rainbow, Jimmy Bainem, i byłym perkusistą Sabbath, Vinnie Appice'em, oraz, za namową Jimmy'ego Baina, gitarzystą z Ulsteru, Vivianem Campbellem, udał się do studia Sound City w Los Angeles i wyszedł z albumem tak znakomitym, tak miażdżącym i tak totalnie genialnym, że możliwe, iż jego byli pracodawcy po usłyszeniu tego megacudownego debiutu będą chcieli pójść do domu i połamać swoje struny.
RJD zawsze miał zamiłowanie do majestatyczności i gotyku, a w utworze tytułowym oraz „Rainbow in the Dark” (do wszystkich pseudo-psychoanalityków – tu macie pole do popisu!), dwóch absolutnych klasykach na tym albumie, dał temu upust. Uwierzcie mi, warto było czekać. Jedynym niewypałem jest „Gypsy”, ale nawet on jest całkiem niezły. Powiedzmy sobie szczerze, osiem perełek na dziewięć kawałków, to nie jest zły wynik dla nikogo.
Gwiazda Campbella nie ma tu szansy w pełni zabłysnąć i wykorzystać oczywisty potencjał, ale nie zapominajmy, kto tutaj płaci rachunki; a ten głos frunie, wznosi się i odbija, i generalnie spełnia wszelkie obietnice złożone na „Rainbow Rising” i „On Stage”. Sądząc po sile tego krążka, ten zespół będzie nieposkromioną doskonałością na koncertach. Osobiście nie mogę się doczekać. (…)
Ronnie James Dio powrócił, rzucił rękawicę i ustanowił normę, według której będą oceniane wszystkie inne płyty z 1983 roku. Ciekawe, czy ktoś zbliży się do tego poziomu.
Metal Hammer nr 1/2001:
Nazwa grupy nie była może zbyt oryginalna, ale muzyka, którą zaprezentował zespół na swoim debiutanckim albumie - „Holy Diver” - wydanym w 1983 roku, porywała. Na tej płycie nie ma słabych kompozycji i mimo, że nie jest ona zbyt długa (40 minut z drobnym hakiem) słucha się jej raz po raz z zapartym tchem. (…)
Ci, którzy uważnie przyjrzą się stylowi, jaki wypracował sobie Dio na „Holy Diver”, od razu zauważą, skąd grupa czerpie inspiracje. Nie przypadkiem debiutancki album zespołu zyskał sobie miano kultowego; Ronnie Dio, Campbell, Bain i Appice stworzyli materiał, który śmiało balansował na granicy tego, co lider robił w Rainbow i Black Sabbath, udanie łącząc w jedno elementy stylów tych zespołów. Już w otwierającym album, ultraszybkim, krótkim i konkretnym ,,Stand Up And Shout” słychać echa Sabbs. Ten utwór zyskał jednak niepowtarzalny rys dzięki gitarowej ekwilibrystyce Viviana Campbella - to tutaj właśnie słychać wyraźnie z jak wybitnym gitarzystą mamy do czynienia (ta solówka w połowie pierwszej minuty... czy ktoś dzisiaj potrafi jeszcze tak zagrać?). Zresztą „Stand Up And Shout” to także wielki popis sekcji rytmicznej - słychać wyraźnie, że Bain podpatrzył to i owo od Geezera Butlera, a Appice ma uderzenie nie mniej mocne niż Bill Ward. Myli się jednak ten, kto myśli, że Dio było dobrą imitacją Sabbath. Grupa wyraźnie dążyła do wypracowania własnego stylu i dobrym przykładem tego może być utwór tytułowy rozpoczynający się majestatycznym klawiszowym intro przerwanym nagle mocnym klangiem basu. Jest w „Holy Diver” jakaś tajemnicza siła, jest jakiś mistycyzm, który ostatecznie pozwolił tej kompozycji dostać się do heavyrockowego kanonu.
Co ciekawe na tej płycie nie zabrakło także utworów wręcz przebojowych, które mniej lub bardziej nawiązują do tego, co Ronnie robił w Rainbow. Takie jest na przykład „Caught In The Middle”, który można uznać za ukłon w stronę amerykańskiej, mniej wymagającej publiczności. Takie jest też rock'n'rollowe „Gypsy” z zapierającymi dech w piersiach partiami gitary i kroczącym riffem basu. Ronnie Dio pozwolił sobie też na żart z Rainbow, zespołu, który przecież wyniósł go na szczyty popularności - wyrazem tego utwór „Rainbow In The Dark”, który stał się - nomen omen - jednym z największych przebojów Dio. Całość płyty wieńczy numer „Shame On The Night” - to sabbathowe riffy, mocny, wyraźny puls basu i potężny, powalający głos Ronniego Dio. Tylko tyle. Aż tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz