Data premiery: 9.02.2018
Wydawca: Nuclear Blast
Pochodzenie: Szwecja
Kup płytę - porównaj ceny
Ten album Christofer Johnsson zapowiadał od wielu lat. Początkowo miała to być tradycyjna opera, ostatecznie jednak lider Therion zdecydował się na zrobienie opery metalowej i wydanie jej pod szyldem swojej kapeli.
Pierwszy raz z muzyką Szwedów zetknąłem się w pierwszej połowie lat 90., gdy ukazał się "Beyond Sanctorum". Wtedy to był jeszcze death metal, ale pewne elementy wskazywały, że to jednak coś więcej. Od tamtego czasu śledzę uważnie rozwój zespołu i wiem, na co go stać. Przez te wszystkie lata Therion nie zhańbił się jeszcze złą płytą, a tym razem to nie miał być kolejny typowy album. Moje oczekiwania były zatem bardzo wysokie. W końcu kto może lepiej zrobić metalową operę niż prekursorzy symfonicznego metalu? Tym większe było moje rozczarowanie po usłyszeniu "Beloved Antichrist".
Możliwe, że Johnsson był tak bardzo zajęty tworzeniem swojego dzieła, że nie zauważył, iż przez ponad 20 ostatnich lat trochę się zmieniło. Zespołów metalowych wykorzystujących elementy symfoniczne i operowe jest dziś na pęczki, a albumy koncepcyjne opowiadające jedną historię nagrywano już w latach 70. Że taki rozmach i tak wiele osób wzięło udział w nagraniach? Phi, posłuchajcie którejś płyty projektu Ayreon - tam zawsze śpiewa cała plejada gwiazd metalu i rocka progresywnego. Jedyną różnicą jest zmiana proporcji - Therion tym razem nie nagrał albumu metalowego z elementami opery, ale operę, z muzyką metalową, a właściwie rockową. Jednak całość, oparta na "Krótkiej opowieści o Antychryście" Vladimira Solovyova, nie tylko nie jest przełomowa, ale też nie dorównuje żadnemu z poprzednich wydawnictw grupy.
Utwory są krótkie, trwają przeważnie 3 minuty (choć zdarzają się też dłuższe kompozycje), dlatego nie mają szansy się rozwinąć w warstwie muzycznej. Ja wiem, że opera rządzi się innymi prawami i w tym przypadku nie są to piosenki, a raczej poszczególne części. Ale przecież chyba nic nie stało na przeszkodzie, żeby je wzbogacić o jakieś ciekawe motywy. Gitary są... to wszystko, co można o nich powiedzieć. Żadnego zapadającego w pamięć riffu, żadnego wyróżniającego się sola, wszystko tu jest powtarzalne, proste, nijakie. Skoro już zdecydowali się na połączenie instrumentarium klasycznego z rockowym, to dlaczego nie można było chociaż w kilku utworach bardziej zaznaczyć obecność tego drugiego?
Gitary brzmią lekko, zachowawczo, tak jakby ich główną funkcją było robić podkład i nie przeszkadzać. A najbardziej pasowałby tu masywny sound "Lemurii"/"Sirius B" albo "Secrets of the Runes" - tam wszystko było bardzo intensywne, takie wagnerowskie, tutaj brakuje tego ciężaru i dynamiki. Czasami wręcz lepiej wypadają te nieliczne momenty, w których gitary i perkusja milkną. Reszta brzmi w dużej mierze jak odrzuty z kilku ostatnich płyt - nie ma tu nic, czego wcześniej nie słyszelibyśmy w lepszej wersji.
No dobra, ale zapomnijmy na chwilę o warstwie rockowej, wszak przede wszystkim miał to być album operowy. I tu pojawia się problem, bo elementy orkiestrowe, poza kilkoma wyjątkami, również niespecjalnie się wybijają. Cała warstwa muzyczna w większości pełni funkcję podkładu do wokali. I gdyby jeszcze pod tym względem było na czym zawiesić ucho, ale niestety wokale również w większości nie powalają. I nie chodzi o kwestie techniczne. Wiem, opera nie musi być chwytliwa, a jednak arie, które stały się niemalże przebojami muzyki popularnej, udowadniają, że może taka być. Pod tym względem skuteczny jest tylko "Our Destiny".
Jest tu jeszcze kilka udanych, wyróżniających się momentów. Czwarty w kolejności "Signs Are Here" robi nadzieję, że "Beloved Antichrist" będzie czymś wyjątkowym, monumentalnym. Kolejny, typowo therionowy "Never Again" można by rozwinąć i umieścić na jakiejś regularnej płycie grupy, bo dwie minuty to za mało. "Anthem" wprowadza ożywienie dzięki powermetalowej galopadzie (zresztą szybkich fragmentów jest tu kilka, ale żaden nie zapada w pamięć). "Night Reborn” zaczyna się riffem jakby wyjętym z "We Rock" Dio. "Temple of New Jerusalem", ujawniony wcześniej jako jeden z trzech singli, nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, ale na tle całości wypada całkiem nieźle. "Bringing the Gospel", w całości zaśpiewany przez chór, brzmi naprawdę potężnie - szkoda, że nie ma tu więcej takich momentów. No właśnie, wszystkie powyższe przykłady to tylko wysepki na oceanie nudy i przeciętności. Zajawki, które pokazują, jaki ten album mógłby być i jaki tak naprawdę nie jest. To w końcu tylko kilka spośród 46 utworów składających się na trzy godziny muzyki - całość dłuży się niemiłosiernie i z każdą minutą coraz bardziej męczy.
"Beloved Antichrist" można pod pewnymi względami porównać z "Astonishing" Dream Theater. Oba wydawnictwa to pokaźny zestaw krótkich, podobnych do siebie utworów, które w żaden sposób nie oddają kunsztu kompozytorskiego i technicznego wykonawców. W obu przypadkach mamy również do czynienia z ambitnym przedsięwzięciem, które przerosło twórców. A forma przerosła treść. Najbardziej jednak żal zmarnowanego potencjału. Na pewno nie jest to żadna nowa jakość w muzyce Therion. "Beloved Antichrist" to metalowa opera, której, jak na ironię, nie można polecić ani fanom metalu, ani miłośnikom opery.
Utwory:
CD 1
1. Turn for Heaven
2. Where Will You Go?
3. Through Dust Through Rain
4. Sign Are Here
5. Never Again
6. Bring Her Home
7. The Solid Black Beyond
8. The Crowning of Splendour
9. Morning Has Broken
10. Garden of Peace
11. Our Destiny
12. Anthem
13. The Palace Ball
14. Jewels from Afar
15. Hail Caesar
16. What Is Wrong?
17. Nothing But My Name
CD 2
1. The Arrival of Apollonius
2. Pledging Loyalty
3. Night Reborn
4. Dagger of God
5. Temple of New Jerusalem
6. The Lions Roar
7. Bringing the Gospel
8. Laudate Dominum
9. Remaning Silent
10. Behold Antichrist
11. Cursed by the Fallen
12. Réssurection
13. To Where I Weep
14. Astral Sophia
15. Thy Will Be Done
CD 3
1. Shoot Them Down
2. Beneath the Starry Skies
3. Forgive Me
4. The Wasterland of My Heart
5. Burning the Palace
6. Prelude to War
7. Day of Wrath
8. Rise to War
9. Time Has Come / Final Battle
10. My Voyage Carries On
11. Striking Darkness
12. Seeds of Time
13. To Shine Forever
14. Thème of Antichrist
Podobne:Therion - Leviathan - recenzja
Therion - Vovin
Therion, Arkona - relacja z koncertu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz