W grudniu 2012 narobili nam apetytu, wydając EP Postrzyżyny, na którym znalazły się trzy utwory z zapowiadanego albumu Svantevit. Wydawało się, że płyta jest już gotowa i gdy miała się już ukazać (w lutym 2013), ogłosili, że odkładają premierę, bo chcą jeszcze nad nią popracować. Jednocześnie jeszcze bardziej zaostrzyli nasze apetyty, zapowiadając, że na krążku pojawią się zagraniczni goście. Wreszcie 21 września Svantevit ujrzał światło dzienne. Warto było czekać tych kilka miesięcy dłużej, bo efekt końcowy jest więcej niż zadowalający.
W przeciwieństwie do poprzednika, wydanej cztery lata temu Reakcji pogańskiej, Svantevit to album w pełni autorski, w dodatku koncepcyjny – w warstwie tekstowej poświęcony Słowianom połabskim, natomiast pod względem muzycznym to hołd dla metalu lat 80. Usłyszymy tu elementy typowe dla heavy, thrash i death metalu, które w zestawieniu z folkowymi zaśpiewami i zagrywkami tworzą mieszankę tyleż ciekawą, co nieoczywistą. Oprócz wszechobecnej wiolonczeli należącej do podstawowego instrumentarium Percivala, brzmienie albumu wzbogacili m.in. Pavel Zouhar z Silent Stream of Godless Elegy (skrzypce w Upiorach) czy Kamil Rogiński, znany z takich grup jak R.U.T.A., Orkiestra Rivendell i Moskwa (dęciaki w kilku kawałkach). Połączenie folku i metalu to już żadna nowość, ale Percivalowi udało się stworzyć własną, oryginalną kombinację tych gatunków.
Ci, którzy po usłyszeniu promującego płytę utworu tytułowego obawiali się, że cały krążek będzie się składał z tak prostych, rockowych kawałków, powinni poczuć się usatysfakcjonowani. Z kolei ci, którzy oczekiwali skocznych przyśpiewek w stylu Reakcji pogańskiej, muszą się przygotować na muzykę cięższą i trudniejszą w odbiorze. Więcej tu growli i krzyków, więcej też typowo metalowych riffów, solówek (o które coraz trudniej nie tylko w folk metalu) i szybkich temp, co oznacza, że na koncertach będzie wiele okazji, by poszaleć w młynie i pomachać głową. Zresztą dwa pozostałe utwory znane już z Postrzyżyn, czyli Okrutna pomsta i Satanael do najlżejszych nie należą, choć też nie mówią wszystkiego o płycie, bo każdy utwór jest tu inny. Duża w tym zasługa bardzo zróżnicowanych wokali – nie dość, że w Percivalu aż cztery osoby udzielają się wokalnie (tym razem w rolach głównych Joanna Lacher i Mikołaj Rybacki, natomiast Katarzyna Bromirska i Kristina Bogdanova jako mistrzynie drugiego planu), to w poszczególnych utworach zaśpiewali m.in. Masza "Scream" z Arkony i Jan Vrobel z Cruadalach (oboje po polsku!). Szkoda tylko, że te wszystkie rewelacyjne partie (ze wskazaniem na Joannę, która bardzo rozwinęła się jako wokalistka) nie zostały bardziej wyeksponowane. Głos potraktowano na etapie miksów jak kolejny instrument, co w wielu momentach utrudnia zrozumienie słów. A teksty są tu bardzo istotnym elementem, bo wszystkie układają się w jedną historię. Ale to jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić, bo muzycznie i aranżacyjnie Percival Schuttenbach osiągnął światowy poziom. Jeśli polski folklor kojarzy się wam tylko z muzyką góralską, zespołem Mazowsze i przyśpiewkami typu "Tańcowała baba z Wickiem, wybiła mu zęby cyckiem", to posłuchajcie nowego Percivala.
Cały album do posłuchania
Klip do utworu Svantevit
Klip do utworu Svantevit
Podobne artykuły:
Percival Schuttenbach - "Strzyga" - recenzjaPercival Schuttenbach - "Mniejsze zło" - recenzja
Koncert Percival Schuttenbach, Quo Vadis - Wrocław, Madness, 22.02.2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz