Data premiery: 17.02.2017
Wydawca: AFM Records
Pochodzenie: Polska
www.crystalviper.com
Nie przepadam za młodymi zespołami, które grają, brzmią i wyglądają, jakby nigdy nie słyszały nic, co powstało po latach 80. ubiegłego wieku. Większość z nich powiela tylko stare, zgrane patenty, jakościowo będąc daleko za swoimi idolami, których próbują nieudolnie naśladować. Są jednak chlubne wyjątki i Crystal Viper jest właśnie jednym z nich. Katowicka grupa ma dwa niewątpliwe atuty. Pierwszy to wokalistka Marta Gabriel, która po prostu wymiata. Gdy śpiewa z chrypką, trochę kojarzy się z Lee Aaron, ale o wiele lepsze wrażenie robi w wyższych rejestrach – wystarczy posłuchać pierwszych sekund otwierającego płytę utworu „The Witch Is Back”. Jeśli ktoś ma problemy ze wstawaniem rano, to polecam ustawienie sobie tego numeru jako budzika w telefonie – szybka i skuteczna pobudka gwarantowana. I to nie tylko za sprawą przeszywającego wrzasku na początku, ale też dzięki temu, co dzieje się zaraz potem. Bardzo mocny agresywny kawałek w sam raz na początek.
Drugim atutem jest niezwykła łatwość tworzenia chwytliwych, zapadających w pamięć kompozycji. Crystal Viper gra cały czas w tym samym stylu, a jednak nie ma się wrażenia powtarzalności. To już szósty krążek i zupełnie nie słychać zmęczenia materiału ani spadku formy. Co prawda zespół ma w swojej dyskografii lepsze albumy, ale „Queen of the Witches” nie nudzi ani przez moment. W dużej mierze to zasługa tego, że materiał jest dość zróżnicowany, a utwory poukładane tak, że całość zachowuje odpowiednią dramaturgię. Znajdziemy tu szybkie, drapieżne kawałki, jak wspomniany „The Witch Is Back”, „Flames and Blood” czy jeden z moich dwóch faworytów „Rise of the Witch Queen”, przebojowe „Do or Die” (to mój drugi faworyt) z charakterystycznym dla Iron Maiden gitarowym „tam-tadadam-tadadam-tadadam”, dostojnie kroczący „When the Sun Goes Down” przypominający takie hymny jak „Heaven and Hell” i „Headless Cross” Black Sabbath czy „Warriors of the World United” Manowar (choć nie porywa tak jak one), na wskroś klasyczne „I Fear No Evil” i „Burn My Fire Burn” i coś, czego brakuje we współczesnym metalu, a tutaj pojawia się dwukrotnie, czyli ballady – delikatna „Trapped Behind”, zaśpiewana wyłącznie z akompaniamentem fortepianu, oraz cięższa „We Will Make It Last Forever”. Nie ma tu wypełniaczy. Właściwie to najsłabiej na tym tle wypada cover Grim Ripper „See You In Hell”.
Zespół zaprosił kilku znamienitych gości – Mantas (Venom Inc., ex-Venom) i Ross the Boss (ex-Manowar) zagrali po solówce, a w „We Will Make It Last Forever” zaśpiewał Steve Bettney, wokalista grupy Saracen. Autorem okładki jest Andreas Marschall, znany ze współpracy z Blind Guardian, Running Wild czy Kreator.
Tak jak podobają mi się nowe utwory, tak nie podoba mi się suche, przytłumione brzmienie. Wolałem już bardziej surowy, ale ostrzejszy sound „Possesion”. Druga wada to kanciasty angielski Marty, ale to niestety nic nowego. Szkoda, że od debiutu, czyli od dziesięciu lat nic się z tym nie udało zrobić. Wszystko to sprawia, że Crystal Viper nie brzmi tak profesjonalnie, jak zagraniczne bandy również próbujące wskrzeszać ducha lat 80., jak chociażby Lonewolf, Hammerfall czy koledzy z tej samej wytwórni, czyli Bloodbound. Mimo to uważam, że zespół nie jest odpowiednio doceniany, szczególnie w Polsce, ale wiadomo, że u nas heavy i power metal nie cieszą się taką popularnością jak u naszych zachodnich i południowych sąsiadów (no, chyba że jesteś z innego kraju i nagrałeś „Fear of the Dark” albo śpiewasz o polskich żołnierzach). Toteż Crystal Viper częściej można zobaczyć na koncercie np. w Niemczech i Czechach niż w Polsce. Z drugiej strony większość polskich kapel może tylko pomarzyć o wspólnych nagraniach z członkami Manowar czy Venom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz